Komentarze: 0
Co mogłabym napisać po tak długiej przerwie? Właściwie to nie mam sobie za dużo do powiedzenia, obraziłam się :P Tak, tak, dobrze wiem za co… Za to, że jestem beznadziejnie niezdecydowaną bajkopisarką, która wyobraża sobie niewiadomo co po jednym wieczorze:(((( Pocieszam się tylko tym, że aż tak strasznie nie wypadłam „dzień po”, jak to ładnie się określa; było fatalnie, ale przecież zawsze mogło być gorzej:) Nikt mi nie obiecywał, że będzie łatwo:) Ale poza tym, czy naprawdę się myliłam? W końcu znam parę faktów, cóż, może nie do końca wiarygodnych, ale zawsze to coś, „wciąż rozumek ma oparcie, jeszcze nikt go nie wydymał”, może się jeszcze miło zaskoczę…
A tak poza rozbabranym serduchem i moralnym kacem co u mnie nowego? Chyba tylko potworny żal, żal, że mnie TAM nie było… Niestety, trochę za późno zabrałam się za przekonywanie wszystkich, że tak długo na to czekałam i po prostu nie mogą mi tego zrobić, że muszę, chcę, bardzo, bardzo. I jak wszystko było już ustalone, przełożone, zaplanowane, dopięte na ostatni guzik, okazało się, że jest już sobota, 13 marca, godzina 11, a ja jestem 40 km od Katowic zupełnie nie wiedząc co dalej. Jak już się pozbierałam z szoku i zostałam przekonana, że już za późno, jedynym pocieszeniem były trzy telefony za zdziwieniem w głosie: „O! W domciu?! Tak, tak, przepraszam, to strasznie niesprawiedliwe i okropne, ale wiesz, właściwie to… świetnie się składa!”. I tak spędziłam kolejny płaczliwy wieczór nad piwkiem i fajeczką, standardzik, w towarzystwie, hmmm, powiedzmy częściowo, przyjemnym. A miało być tak pięknie! Nienawidzę się!!!
I tym optymistycznym akcentem zakończę te brednie.